Buś starzał się szybciej niż ja…

wpis w: TĘCZOWY MOST | 0

 

Kiedy “dorwałam się do internetu” i ja, i mój pies nie byliśmy już młodymi ludźmi. Buś starzał się szybciej niż ja. Wszystkim “Na Forum” życzę najlepszego (i Tytoniowi, który nie szkodzi, i Norkowi, i Bilce, i Edycie z Wiadomymi, i Beacie, i Wszystkim). Z bajora.

Ósmego lipca 2005 roku umarł mój pies. Do dziś (mamy koniec listopada) nie mogę sobie z tym poradzić. Nic, co chcę napisać, nadal mi się nie udaje.

Byliśmy ze sobą 10 lat. Minęło już prawie pół roku. Marek radzi sobie z tym :”Buś ….” Nawet nie mogę tego napisać. Byłam przy moim Misiu do ostatniego tchnienia. Nic nie wskazywało na to, że umrze tego dnia. Od 16 czerwca był na wsi (jestem nauczycielką, więc miałam wakacje; wcześniej, przez tydzień Marek mieszkał na działce). Od 25. Bus był ze mną bez przerwy. Marek przyjeżdżał na sobotę i niedzielę. Tego dnia było bardzo gorąco. Miśkowi oddychało się bardzo ciężko. Ale to On pierwszy usłyszał samochód pod bramą, to On, jak zawsze, w lansadach do bramy podbiegł. Jakby miał 5 lat. Buś czekał na swojego pana. I, gdy on już był, Buś mógł spokojnie odejść. Bo prawie natychmiast zaczął ciężko dyszeć, dławić się, a potem wziął głęboki, bardzo głęboki oddech i już powietrza nie wypuścił. Niestety, nie trwało to tak krótko jak wygląda z opisu.

Tak jak wtedy, powierzam mojego Psa mojemu Tacie, który odszedł od nas jeszcze wcześniej. Tamtej nocy prosiłam Go, aby zajął się Busiem, dopóki któreś z nas nie przejdzie przez TĘCZOWY MOST.

Jak to było …

W 1995 roku, 29 października nasz syn skończył 10 lat. Mieliśmy wtedy dwa koty (pięcioletnią, do dziś żyjącą persicę Kocicę i trzymiesięcznego uratowanego spod łopaty kociaka). Jędrek (nasz syn) chciał powiększyć naszą rodzinę o patyczaka. Byłam dość sceptyczna, bo to w końcu owady, ale obejrzeć się zgodziłam. W niedzielę pojechaliśmy na Augustówkę. Patyczaków na szczęście nie było. Mało brakowało a wyszlibyśmy z tej giełdy z kolejnym kotem, królikiem albo fretką. I wtedy mój mąż, który zawsze panicznie bał się psów, rzucił :”A może będziemy mieli psa?” I się zaczęło… Kiedy już wiedzieliśmy, że to będzie wielki, czarny, poczciwy miś, pierwszy szczeniak już do zabrania „był nasz”. Ponieważ nie mieliśmy gotówki, jadąc do „Domu Nowofundlandów” w Sulejówku, wzięliśmy jedyną posiadaną przez nas wtedy cenną rzecz – kamerę video. I wyszliśmy z Busem. Za to dziś, Pani, która Go nam sprzedała, dziękuję. Musieliśmy pożyczyć szybko kasę, aby się rozliczyć. Buś nie był już szczeniakiem. Był mocno zestresowanym półrocznym psem (do tej pory żył wśród 4 potężnych suk i wielkiego psa – skądinąd Tatusia). Nigdy w swoim półrocznym życiu nie widział schodów. A przywieźliśmy go do bloku. Ponieważ „rozjechał nam się” na parterze, musieliśmy go na 2. piętro wnieść. W nocy, mimo „niuniania” dostał rozwolnienia i jeszcze długo w pokoju naszego syna czuć było „Busia pierwszą noc”. A potem to już poszło. Sama nie wiem kiedy. I dziś jest 26 listopada 2005 roku. A nadal jedyną datą czyichkolwiek urodzim, jaką pamięta mój mąż, jest data urodzin Busia – 18 czerwca 1995.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *