15 grudnia 2007 r. Saba, maltretowana suka, trafiła do Trzcianki. Przywieźli ją Magda i Jurek Dzidowie. Krótko przypomnę niewesołą historię psa: została kupiona na Allegro za śmieszne pieniądze przez Magdę. Znalazła dom tymczasowy u Karoliny, gdzie została poddana intensywnemu leczeniu, bo jej stan fizyczny był fatalny. Niewiele jeszcze można było powiedzieć, na ile jej psychika została nadszarpnięta przez warunki, w jakich żyła. Po kilku tygodniach trafiła do Mateusza i jego rodziców w Kątach Wrocławskich. Niestety, stan psychiczny Saby był tak fatalny, że nie potrafiła ona funkcjonować w domu. Potrzebowała spokojnego miejsca na podwórku. A także ciepłej budy, ciszy i świętego spokoju. Znalazła go w Trzciance u pani Stasi, emerytowanej nauczycielki, która – poruszona historią suni – zdecydowała, że jej miejsce jest na ich podwórku. Kiedy przywieźliśmy (hmm, Jurek z Magdą przywieźli, ja pokazałam drogę) Sabę do jej nowego, stałego już domu, pani Stasia powitała ją wielka kością. O dziwo, przerażona psina zdecydowała się polizać podarunek. Po załatwieniu formalności, podpisaniu papierów adopcyjnych i zostawieniu karmy dla Saby odjechaliśmy.
Jednak na bieżąco jestem informowana o losie tej pannicy. Otóż:
– zaczęła wychodzić z budy. Na początku tylko w nocy. Teraz już i w dzień. Podchodzi do pani Stasi i Oskara. Faceci mają zakaz zbliżania się do niejJ,
– Sylwester i towarzyszące mu hałasy to pikuś. Zupełnie je zignorowała,
– lubi gotowane jedzonko. Sucha karmą gardzi do tego stopnia, że nie je jej nawet wówczas, gdy jest dodana do gotowego żarełka.
Pani Stasia miała już psa ze schroniska. Co prawda, nie aż w tak złym stanie psychicznym, ale jest cierpliwa. I wierzy, że kiedyś (całkiem niedługo) Saba zamacha wesoło i podbiegnie, kiedy ją zobaczy.
Małgorzata Fitowska
Dodaj komentarz