Jak zapewne pamiętacie, KIRI, suczkę mieszańca nowofundlanda, udało nam się dzięki łańcuszkowi ludzi dobrej woli wyciągnąć ze schroniska w Kokoszkach koło Gdańska i umieścić u Ewy Komajdy, która rok wcześniej zaopiekowała się HERĄ i SHANTĄ. KIRI skazana była w Kokoszkach na szybkie uśpienie w sposób, który, delikatnie nawet nazywając, trudno uznać za humanitarny. Lekarka schroniskowa powiedziała, że poza problemami z sercem, trudnościami z chodzeniem – spowodowanymi według niej starością – nic jej nie dolega i że spokojnie można ją dać do innych psów. Rzeczywistość okazała się oczywiście inna. KIRI była zawszona, zapchlona, zarobaczona, oblepiona błotem i fekaliami. Dzięki wolontariuszkom z Gdańska, nieco obmyta, uwolniona choć trochę od robali w sierści – została przez Rozwadków przywieziona do Ewy.
Bojąc się trudów podróży, szoku związanego z podróżą i nowym otoczeniem uznałyśmy z Ewą, że z wizytą u lekarza poczekamy, aż KIRI się trochę przyzwyczai do nowego otoczenia no i do Ewy. Właściwie nie było z nią problemów, poza ogromną ilością pcheł bytujących w sierści, zdecydowana niechęcią do innych suk (upadł pomysł dołączenia jej do HERY) i niemożnością dotknięcia jej poniżej linii barków, każda próba kończyła się rzuceniem łbem i zębami na wierzchu.
Miesiąc temu zabrałyśmy KIRI do kliniki, tej samej, do której chodzę ze swoimi pannami i w której leczyłyśmy HERĘ i SHANTI. Badanie można było przeprowadzić dopiero po podaniu jej leku usypiającego. Pasożytów już nie miała, oczy w stanie nie najgorszym, uszy brudne, ale zdrowe i, niestety, temperaturę. Po obmacaniu jej brzucha lekarz postanowił zrobić prześwietlenie. Okazało się że ma w bardzo złym stanie odcinek lędźwiowy kręgosłupa i wielkiego guza, prawdopodobnie śledziony. Ponieważ KIRI miała właśnie cieczkę, dostała antybiotyk i umówiliśmy się na wizytę po cieczce. Sterylizowana w schronisku oczywiście nie była. Jej wiek lekarz ocenił na ok. 10 lat.
Gdy cieczka się skończyła, a KIRI nadal zostawiała plamy na posłaniu i bardzo dużo piła Ewa poprosiła, żeby wizytę u lekarza załatwić jak najszybciej.
Ponieważ było podejrzenie guza śledziony i ropomacicza, trzeba jej było zrobić USG tak, by lekarz operujący wiedział, czego się spodziewać.
Na SGGW, gdzie rano pojechałyśmy z Ewą, młoda lekarka długo oglądała KIRI i stwierdziła, że ona nie wie, co to może być, nie wiedział też lekarz, którego poprosiła o konsultacje – na pewno nie guz śledziony, ale oboje nigdy w życiu jeszcze czegoś takiego nie widzieli.
Z taką diagnozą wróciłyśmy do kliniki na Gagarina, gdzie od razu została zoperowana.
Serce ma wprawdzie powiększone, ale w nienajgorszym stanie. Operację zniosła całkiem dobrze. Musiała zostać w szpitalu jeszcze dwie doby, żeby wyniki trochę się polepszyły.
Doktor Giziński (wyciągnął rok temu HERĘ z zaawansowanego ropomacicza, który operował również KIRI), powiedział że nigdy jeszcze nie spotkał się z czymś takim. KIRI miała na obu jajnikach guzy wielkości męskiej pięści, ropomacicze w jednym rogu i wielki guz w macicy. Nie wiemy co to za guz, wycinki posłano do badania, ale nie widać było przerzutów.
Gdy po dwóch dniach odbieraliśmy KIRI z Tomkiem i odwoziliśmy do Ewy była już zupełnie innym psem. Tomek ma dużo wyższy samochód i trzeba było jej pomóc wejść – bez problemu ja wzięłam ją za przednie łapy, a Tomek podniósł jej pupę i wsadził do samochodu.
ZERO ZĘBÓW!!! Posłusznie położyła się i dojechała do Pomiechówka.
Chyba po raz pierwszy od bardzo długiego czasu nie czuła wreszcie bólu. KIRI nie pozwala się co prawda przewrócić na grzbiet, ale bez problemu można ją dotykać, sprawdzić, czy szew się dobrze goi, czesać.
To po prostu inny pies J
Zaprzyjaźniła się z Dyziem, psem po operacji kręgosłupa, który w schronisku nie miał szans na wyzdrowienie, mieszkają razem w stajni (tam jest cieplej) i razem chodzą na spacery.
Nam został jeszcze do zapłacenia rachunek – do 15 marca ( taki termin jest na wekslu, który podpisałam) musimy zapłacić 1 100 zł, ale uważam że warto było – niech jej, mam nadzieję jeszcze długa, droga do skraju tęczowego mostu, upłynie w cieple, miłości i bez bólu.
Liczymy na Twoją pomoc
Dziękujemy za dotychczasowe wpłaty zebraliśmy 375 złotych – wpłat dokonali Agnieszka, Arek (3 razy) i Sławek – macie wielkie serca.
Do 15 marca musimy uregulować rachunek na 1100 zł – brakuje nam jeszcze 725 złotych.
Gdyby każdy członek stowarzyszenia wpłacił po niecałe 15 zł (BO JEST NAS OD WCZORAJ 50 OSÓB). . . .
Gdyby każdy użytkownik portalu . . . . to wystarczyły by 73 grosze
Dodaj komentarz